początki dachu
Ekipa od dachów to tacy prawdziwi dachowce (koty) chodzą swoimi drogami. Na placu budowy co chwila coś sie pojawia, potem znika, najpierw coś rozwijają, potem składają, przychodzą niespodziewanie i coś robią, a kiedy my jesteśmy na 100% pewni, że przyjdą oni nie pojawiają się.... przestałam się już tym przejmować.
Wczoraj Tomek walczył z młotkiem, rozszalował wykusz, i korytarz, zdjął stemple, w domku zrobiło się jakoś przestronniej, ale fotka tylko z wielkiego daleka, bo wciąż koszmarny tam bałagan
na budowie pojawiły się rynny, śrubki, arkusze blachy i jakiś kosmiczny sprzęt
Na początku brakowało jakiejś płaskiej blachy, ale kiedy dojechała powstało coś na szczycie
i kawałek rynny
malutki kawałeczek spoczął też na górze
najbardziej zasmucił mnie tylko stan wiechy, kiedy wychyliliśmy sie za sypialniane okno
... taka była piękna i tak marnie skończyła, cóż raz na wozie raz pod wozem....