Bydło, świnie, jednokomórkowcy...
... nie wiem nawet co napisać, żeby nie obrazić żadnego z tych żyjątek....
Dzisiejsze popołudnie dobiło na maksa, straciłam wiarę w ludzi....
Około 14 Tomek dostał telefon, że przyjadą panowie montować instalację odgromową, trzeba im było załatwić traktor, który naciągnąłby drut, co ja sprawnie i szybko załatwiłam (w tych kwestiach nasi zmotoryzowani sąsiedzi są niezastąpieni). Panowie rozłożyli rusztowania i zaczęli działać na dachu. Tak jak w trakcie trwania dotychczasowej naszej budowy, nikt nie stał nad nimi i na ręce nie patrzył (troska z naszej strony o ich komfort pracy).
No i co? Około 18 udaliśmy się na budowę, Tomek miał wnieść pozostałą część bloczków na poddasze (jutro przychodzą murarze stawiać ścianki działowe), a ja zrobić ostateczny porządek przed izolowaniem fundamentów. Panów już nie było. Na dachu zobaczyliśmy, efekty ich pracy (słabo widać te antenki, ale są, zostały też spuszczone druty po jednej stronie dachu, do zrobienia jest jeszcze połówka z drugiej strony, ale to dopiero po zamówieniu dodatkowego druta, bo szefowi po konsultacjach z elektrykiem zmieniła się trochę koncepcja i podobno to, co jest na dachu w 100% nie wystarczy).
Niestety, oprócz tego co na dachu znaleźliśmy jeszcze coś. Myślałam, że umrę na zawał
Nie wierzyłam w to, co zobaczyliśmy, te ch..... nalali nam na ściany!!!! Pierwsze zdjęcie to zewnętrzny narożnik pomiędzy wiatrołapem a kuchnią, drugie zdjęcie - niestety ściana w garażu. Jeszcze może próbowałabym to zrozumieć gdyby nie było sławojki, ale na Boga ona stoi 20 m dalej.
Awantura była nieziemska, Tomek od razu zadzwonił po ich szefa i nakazał przyjechać mu na budowę. Przyjechał też jeden z tych baranów, wyrzuciłam z siebie setki przekleństw, ale i tak do tej pory nie potrafię wytłumaczyć sobie jak tak można..... w jakim my kraju żyjemy???? z jakimi ludźmi???