znowu to samo....
Dziś popołudnie znów spędziliśmy na budowie. Norma. Weszło nam w krew :)))
Pojawienie się ścianek działowych na poddaszu spowodowało pojawienie się kolejnego wielkiego bałaganu. Po moim ostatnim sprzątaniu nie zostało nawet śladu. Tomek strasznie się denerwował i powtarzał w kołko, że moja praca i wysiłki są bezsensu, bo hydraulika i kabelki znów zrobią tu pobojowisko - ja dzielnie walczyłam... dwa dni mi to zajęło... wywiozłam kilka taczek odłamków, odkutej z posadzki zaprawy i miału z cięcia pustaków
... ale poddasze znów lśni i nie ważne, że zaraz będzie to samo, ważne jest to, że teraz mogę tam sobie w spokoju obmyślać gniazdka i światełka nie potykając się co chwilę o kawałki bloczków!!! Został jeszcze dół (dokładnie kuchnia i garaż) ale tym zajmę się dopiero kiedy Tomasz wywiezie stemple i złożymy w jakimś rozsądnym miejscu deski z szalunków.
Teren wokół domu też jest okrutnie zagracony, tu kupka ziemi, tu palety, tu wanna spa, tu stosik blachy, tu gruz..... oj dużo jeszcze czasu minie zanim będzie rosła u nas piękna, równiutka, zielona trawa....
Dziś Tomasz postanowił zająć się wykarczowanymi kiedyś starymi drzewkami owocowymi
nawet mu się to udało, została tylko brunatna, brzydka plama na ziemi
grubsze kawałki pójdą do pieca zimą
a gałązki na ognisko z kiełbaskami (mam nadzieję już niedługo)
Chciałam być dobra żona i pomóc mężowi ale ....
.... no właśnie przeszkadzały mi te wielkie wielkie ślimaki.... gdzie nie postawiłam nogi tam były.... i co nie wzięłam do ręki, też były....
.... niecierpię ślimaczków, pajączków, żabek, dżdżowniczek i wszytkich innych tego pokroju stworków wrrrrrrr.... poszłam do domu....