elewacyjnych bojów prawie koniec
no i szczęście całe, bo szczerze mówiąc występowanie w tym big brotherze zaczynało być już męczące cokolwiek byśmy nie robiły z Blanią między 8 a 17, odbywało się to na oczach 7 chłopa wołających co chwila 'szefowo kawa'.
Ostatnie dni były szczególnie męczące bo na dworze było upalnie a my wszystkie okna i drzwi mieliśmy zasłonięte folią (nie dość że każde okno z osobna, co kompletnie uniemozliwiało ich otwieranie, to jeszcze ściany). Przyjemne byłoby to, gdyby za oknem była szaruga, błękit był niesamowity..... ale kiedy za oknem 30 na plusie.... średnia przyjemność...
..... marudzić już nie chcę, bo mimo wszystko warto było się pomęczyć tych kilka dni. Nasza romeczka zmieniła się nie do poznania
Na tyłach zostało do skończenia kawałek zadaszenia nad tarasem - zabrakło blachy i musimy poczekać aż zamówienie dojedzie.
Bardzo jesteśmy zadowoleni z koloru, najbardziej rzeczywisty jest wtedy kiedy nie padają na niego promienie słoneczne - lekko kawowomleczny, zaś w pełnym słońcu jest bardziej kremowy.
Teraz czas zabrać się za porządki, rozgarnianie ziemi, równanie terenu i sianie trawy. Zaczyna już męczyć to wieczne pobojowisko.
Ja mając chwilę czasu zrobiłam skrzyneczkę na klucze
Wisi teraz dumnie w wiatrołapie
Na koniec, na specjalne życzenie Blani, foto z robienia pierwszych jarzębinowych korali (od kilku dni chodzi i pyta 'mamusiu pokazałaś już na blogu jak robię te korale').
..... tak się zastanawiam czy to aby na pewno dobrze, że nasze czteroletnie dziecko zakodowało sobie w głowie, że jak coś się robi, to trzeba to pokazać na blogu ...