porządków ciąg dalszy
Ponieważ Tomuś sobotę pędził w pracy na polu walki zostałam sama. Ogarnęłam dziś kotłownię (błyszczy ) i salon. Został garaż i kuchnia, ale tam będzie bałagan dopóki nie zniknie zalegające we wszytkich kątach drzewo (znaczy stemple, deski z szalunków i blaty do rusztowań).
Późnym popołudniem już z Tomkiem odkopaliśmy część fundamentów (musimy przygotować je do izolowania i ocieplania). Gdybyśmy zrobili z fundamentami porządek jesienią teraz nie trzeba byłoby sie z tym wszytkim bawić, a tak.... cóż w ubiegłym roku zima zaskoczyła nie tylko drogowców... nas też .
Najważniejsze! Odwiedził nas dziś Pan Oknowy - bardzo miły i sympatyczny Pan Andrzej. Wymierzył dziury w ścianach i za około miesiąc powinniśmy mieć w końcu stan surowy zamknięty .
Tak to pracowicie minęła ostatnia lipcowa sobota. Zdjęć nie ma, bo zapomniałam aparatu.
A skoro już jesteśmy przy temacie aparatu, to przez cały czas trwania naszej budowy nie sądziłam, że ktokolwiek zwraca uwagę na to, co noszę tam ze sobą.... byłam w błędzie , bo dziś to właśnie sąsiad uświadomił mi, że zapomniałam aparatu wołając 'a co to sąsiadka nic dokumentować nie będzie???'...... ano psia krew nic! niestety