wielki ptasior powrócił :))
Plany na dzisiejszy dzień były inne, pogoda nam je pokrzyzowała - nie zmarnowaliśmy jednak tego wolnego dnia i nadrobiliśmy to, czego nie udało sie nam zrobić popołudniami w tygodniu.
Zabraliśmy się za drugą lipę, którą trzeba było koniecznie przyciąć. Nie sądziłam, że zajmie nam to aż 6 godzin.
Lipa, choć w sumie ładna, zabierała nam koszmarnie dużo światła (w wakacyjne popołudnia w naszej sypialni oraz na klatce schodowej dzięki tej piękności było mroczno).
Tomek wykazał się dziś nie lada odwagą, siłą i sprytem. Wchodził na tak wysoką i chwiejącą sie drabinę, że mi od samego patrzenia kręciło się w głowie.
Ociągąlismy się potem gałęzi, ale za to kiełbaski będzie można piec i piec bez końca
Panowie od schodów też dziś działali. Coś jakby bardziej wzięli się za robotę a mniej za narzekanie i marudzenie. Zostały im do zamontowania dwa stopnie i balustrada. Mam nadzieję, że nastąpi to w poniedziałek,a tym samym skończy się nasza wspólna (jak sądzę) droga przez męki.
Nawet próbowali coś posprzątać
Uff pora spać... kurcze nie podoba mi się ta nocna perspektywa przesuwania tych wskazówek zegara do przodu , zdecydowanie wolę przechodzić na czas zimowy...