my też nie możemy dodać zdjęć :((
chyba mamy jakiś ogólnoblogowy problem
chyba mamy jakiś ogólnoblogowy problem
przymierzamy sie do podłączenia wody, wydawałoby się nic wielkiego dzwonisz gdzie trzeba, panowie przyjeżdżają i robią swoje, a po kilku godzinach płynie woda ...... niestety przez brak wyobraźni tych oto tu cięzko pracujących wcale to takie proste nie bedzie
zeby mozna było podłączyć wodę, trzeba przenieść 3 lub 4 palety bloczków
jako początkujący budowlańcy zamówilismy tyle bloczków, że drugi raz dom by dało rade wybudować..... tragedii nie ma bo bloczki sie przydadzą na przyklad na wolnostojący garaż (kiedyś w przyszłości) ale ich ta ogromna ilość trochę przeszkadza, zwłasza, że zostały ustawione tak, by było blisko nosić
no i co zamiast porandkować wykorzystując nieobecność córci, nosiliśmy, ja - bloczki, Tomasz zadeklowane pustaki stropowe (też z tym deklowaniem udało mu sie przesadzić)
trochę tego przenieśliśmy, ale komary w końcu wygrały
ponieważ Tomasz miał dziś day off dokręcił część zbrojenia i dociął pustaki stropowe (takie te cieniutkie paseczki) - zeby wszystko pasowało jak trzeba
na koniec postanowiliśmy przy pomocy kuzyna wrzucić część zbojenia na strop (żeby Tomasz miał co jutro robić); żałowałam że miałam aparatu i że nie miał nam kto zdjęć w akcji zrobić...... po 11 metrów te żelastwa miały!!!
z tego wszytkiego zaczynam oswajać lęk wysokości i po stropie śmigam już jak po kuchni
.....tak stojąc na tym stropie zrobiliśmy fotki krajobrazu zza okien naszego domku
.... kojąca oczy zieleń .....
.... zbrojenia na strop.
Prace jakoś idą do przodu, choć w ślimaczym tempie. Chodzenie do pracy trudno połączyć z szybkim budowaniem domu ... a szkoda . Zaczęliśmy kręcić to zbrojenie, piszę zaczęliśmy, bo ja również nauczyłam sie to robić. Pierwszego dnia było ciężko, dostałam burę od Tomka, że 'wszytskie niedokręcone' (choć w rzeczywistości niedokręcone były może 3) ..... i z fochem poszłam do domu, było mi tak smutno.... bo tak sie starałam....
....wieczorem przy kolacji usłyszałam jednak (efekt focha!!!), że jak na pierwszy dzień, było super.....a teraz to już tak sie wyszkoliłam, że mogę na zarobek iść
scenariusz po powrocie z pracy na ogół wygląda tak:
Tomek tnie stalowe druty
poźniej inne druty (na osobiście przygotowanej zaginarce :P) też tnie i zagina
jak wszystko jest przzygotowane zaczynamy kręcić, i kręcimy, kręcimy......... i końca nie widać
..... ale można się w tym odnaleźć
nasze małe przygody ze stropem jakoś zbytnio optymistycznie nie nastawiały mnie do tego etapu budowy..... ale że anioły chodzą po ziemi :)) to, to co, jeszcze kilka dni temu mnie smuciło, wczoraj stało się powodem do radości :))
Tomek wrócił bardzo późno z pracy (tak tylko o 3 nad ranem), a tu o 8 telefon 'jadę już do Ciebie' i tak to, do biednego Tomka bez śniadania dołączyła całkiem niezła ekipa
bez użycia ciężkiego sprzętu (sama nie bardzo wiem jak) założyli najdłuższe belki stropowe
potem wyszło słonko..... było kolorowo (i żółto i czerwono i niebiesko i zielono :))) ) i praca szła super szybko i super fantastycznie - tylko Pan w czarnym bawił sie w kierownika (ale z rana dzielnie pomagał!!)
z krótką przerwą ma grilla, chłopaki naprawdę bardzo ciężko pracowali, a o godzinie 19 strop nad całym domem był UŁOŻONY!!!!!
z wyjątkiem małej dziurki na holl, tu strop będzie po części deskowany
kończąc ten wpis jeszcze słowa podziękowania dla WSZYSTKICH tych, którzy swoją bardzo ciężką pracą przyczynili się do powstania naszego stropu :))) zaś szczególne ukłony dla Pana w czerwonym WIELKI CZŁOWIEK - dziękuję!!!
mówię Wam jaka frajdocha :)))))))