.... wcale nie jest tak źle!
Ponieważ dzisiejsze popołudnie Tomasz (jak to ostatnio często bywa) spędzał w pracy, ja postanowiłam spędzić na budowie - pomyślałam, że na leżenie na kanapie przyjdzie jeszcze czas, zimą.
Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu musiała pojawić się ekipa od dachu, ponieważ moim oczom ukazał się wyłaz dla kominiarza, który do tej pory zasłonięty był folią
no i zarobione blachą zostały krokwie, jeszcze wczoraj wyglądały tak:
a już dziś wyglądają tak:
Zabrałam się dzisiaj za dalsze odkopywanie fundamentów
Kiedy zaczynaliśmy to robić z Tomaszkiem w 30 stopniowym upale, miałam małego doła, praca wydawała mi sie masakrycznie ciężka i prawie niemożliwa do wykonania....
..... ale dziś przy siąpiącym deszczyku była przyjemna, prawie relaksująca . Obskoczyłam dookoła cały domek, teraz tylko dzionek ze słonkiem i zacznie sie izolowanie - nareszcie.
Dziś przekonałam się również, że poza wścibskimi sąsiadami, mam też pracowitych. Kiedy uzbrojona w szpadle, łopaty, saperki, młotek, zmiotkę i taczkę walczyłam z górami ziemi i zaschniętą na fundamentach zaprawą, przystanął przy drodze wracający z rowerowej wycieczki sąsiad. Popatrzył, pogadał głupoty, a później mówi 'oj sąsiadko, co tak będę stał pomogę'. Trochę protestowałam, w końcu jestem z tych co radzą sobie ze wszytskim same.... ale....
No i to, co udało nam sie zrobić
Ponieważ deszcz z każdą godziną padal coraz bardziej, żeby nie zniweczyć efektów ciężkiej pracy zrobiłam 'deszczówkę' - teraz już naszym fundamentom deszcz i woda niestraszne.
Odwodnienie przybrało różne formy - tak żeby nudy nie było
1. zwykłe zbierające wodę wiaderko
2. prawie profesjonalny odpływ z osłonką (żeby chronić sciany przed zachlapaniem)
3. artystyczny skalniaczek
...... kiedy mój mąż to zobaczy, to oko mu zbieleje..... sąsiadowi pewnie zasinieje....
ale co tam najważniejsze, że robota zrobiona!!!